Zawsze byłam tą brzydszą.
Tą, w obszernych ubraniach i wsuwanych adidasach.
Tą, nie noszącą szpilek ani dopasowanych, podkreślających pośladki spodni.
Tą, mogącą pomarzyć o koronkowej bieliźnie zalotnie wyłaniającej się spod odrobinę zbyt wiele odsłaniającej bluzki.
Tą, która nie wzbudzała zainteresowania płci przeciwnej i zawsze pozostawała w cieniu.
Mnie, podczas gdy moje przyjaciółki świetnie się bawiły, przypisana była rola obserwatorki.
W sumie nawet nie było mi przykro.
Nie znałam innej rzeczywistości.
Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie.
Nie.
Ludzi poznajesz po tym, jak cieszą się z Twoich sukcesów.
I kiedy możesz już pozwolić sobie na to wszystko, co wcześniej zarezerwowane było dla Twoich koleżanek, życie zaczyna weryfikować znajomości.
Bo nagle okazuje się, że masz do zaoferowania coś więcej niż kuse sukienki.
Wrażliwość i osobowość, na którą latami nikt nie zwracał uwagi.