Sierpień 2021.
Kilka minut przed 6.
Ulubiony stolik z widokiem, dla którego wybrałam to miejsce*.
To stąd, przez 14 kolejnych dni podziwiam budzący się dzień.
Ale to nie jedyny powód dla którego zjawiam się tu kiedy hotel jeszcze śpi.
Mam swoje powody, o których nie wie jeszcze nikt…
Za mną dźwięk schodzących do lądowania samolotów. Przede mną szum morza. A przy stopach wszechobecne tu koty.
Kilku kelnerów przerywa nakrywanie stołów i przychodzi się przywitać. Już wiedzą, że zaczynam tu każdy dzień. Jeden przynosi talerzyk z gorącymi croissantami.
“Oh, better than in Paris! You make my day. Thank you.”
Tu dobre słowa słowa mają potężną moc.
Przekonany, że chodzi tylko o wschody słońca nie zna jednak całej prawdy.
A to tu rodzi się jedna z najpoważniejszych decyzji mojego życia.
To tu dojrzewam do opisania mojej historii.
Tu myślę o Waszej reakcji.
Tu zdaję sobie sprawę, że przede mną wiele bolesnych słów. Ale nie boję się ich. Życie pełne bólu, ostrych słów i gorzkiej prawdy uczyniło mnie silniejszą niż kiedykolwiek bym pomyślała.
Wiem, że jeśli moja historia da siłę choć jednej osobie zniosę mowę nienawiści. Tak, jak znosiłam ją przez lata.
W tej porannej ciszy segreguję i ubieram w słowa natłok myśli.
Składam zdania pierwszego postu.
To tu każdego poranka dziękuję losowi za siłę.
I to tu kilka dni później powstaje pierwsze zamieszczone na tym profilu zdjęcie.
Wstęp do mojej historii.
Trudnej i bolesnej.
I czego wcześniej nie byłam świadoma, bliskiej tak wielu z Was.
* drugie zdjęcie