„To nie ona.”
„Oszustka.”
„Kłamie, że nie przeszła operacji bariatrycznej.”
„Pewnie zaraz zacznie sprzedawać suplementy.”
„To oczywiste że ukrywa operacje plastyczne.”
Dziś pięćsetny post ma profilu.
500 kafelków opowiadających moją historię.
Historię Kasi, której przez ponad pół pierwszego roku istnienia tego profilu niewielu wierzyło.
Czytałam o sobie na grupach na Facebooku, na portalach zapewniających sobie klikalność moimi zdjęciami, na Instagramie i na Tok Toku.
I czekałam cierpliwie na dzień, kiedy przekonają się, że się mylili.
Czy początki tego profilu były łatwe?
Nie.
Czy łatwo było mi czytać te wszystkie komentarze?
Nie.
Czy ktokolwiek przeprosił mnie, że zarzucał mi kłamstwo i życzył porażki?
Też nie.
A czy jakiekolwiek ich słowa byłyby w stanie sprawić, że zrezygnuję z profilu i zniknę z sieci?
Oczywiście, że nie. Choć na to wielu liczyło.
Zamiast tego byłam tu każdego dnia. Nie zważając na tę lawinę przykrych słów. Byłam dla tych, którzy mi zaufali. Którzy czerpali motywację z moich doświadczeń i wzruszali gdy mówiłam o swojej przeszłości.
Dla tych, którzy zmęczeni ilością sprzecznych informacji chcieli w końcu usłyszeć: „Hej, nie wierz w te wszystkie mity o odchudzaniu i diety cud.”
Po ponad dwóch latach prowadzenia tego profilu w końcu czuję, że ludzie mi wierzą.
Nie czytam już że jestem kłamczuchą i medialnym tworem marki preparatów na odchudzanie.
Dziś otwarcie mówię, że jako Kasia Guzik – ta 100 kg lżejsza – znów przekonałam się, że kiedy pokonasz najcięższego w swoim życiu przeciwnika, już nic nie jest w stanie Cię zniszczyć.
Jestem jeszcze silniejsza. Znów dzięki ludziom, którzy we mnie wątpili.
Mówi się: „Haters make me famous.”
Ja mówię: „Haters make me strong.”
I niech i dla Was będzie to lekcja życia.
Pokażcie każdemu kto w Was wątpi, jak pięknie zmieniacie w siłę ich bolesne słowa i brak wiary w Wasze osiągnięcia.
A ja nadal będę Wam kibicować.