Podejmując decyzję o prowadzeniu tego profilu byłam pełna różnych obaw.
Nie zrozumcie mnie źle – jak nigdy wcześniej byłam przekonana, że jestem gotowa opowiedzieć Wam moją historię.
Ale, co przy takim temacie wydaje się oczywiste, był też we mnie pewnego rodzaju strach.
Bałam się oceniania mojej przeszłości.
Bałam się argumentów zarzucających mi brak rozsądku.
Bałam się krytyki w stosunku do ludzi z mojego otoczenia, że nie walczyli za mnie.
Bałam się komentarzy o braku makijażu czy nienagannej fryzury.
Bałam się, że ktoś zarzuci mi, że dopiero teraz dbam o siebie.
Czy też, czego spodziewałam się jeszcze bardziej, że teraz dbam o swój wyglad za bardzo.
Bo od początku wiedziałam, że nie będę ukrywać przed Wami moich zabiegów z medycyny estetycznej czy planowanych w przyszłości operacji. Bo ufałam, że i to wielu z Was może pomóc.
Ale ani raz przez myśl nie przeszło mi, że ludzie nie uwierzą, że na zdjęciach przed i po to ta sama osoba.
Że ja to ja.
Że będą wymagać żebym wysyłała im zdjęcia z brakiem blizn po usunięciu skóry czy po operacji biustu.
Nie pomyślałam, że będą zarzucać mi kradzież zdjęć, bo przecież nie da się tak schudnąć.
Albo, że będę podejrzewana o oszustwo, które ma na celu sprzedanie Wam cudownych suplementów.
A ja od początku mówię Wam, że nie możecie ufać, że jakiekolwiek tabletki sprawią, że schudnięcie.
I żaden koktajl nie spali Wam tłuszczu.
I już nie raz powtarzałam, że ja nic takiego nie stosowałam.
Zdecydowanie, na to wszystko nie byłam przygotowana.
Komentarze i wiadomości pisane przez osoby, które i tak nie przyjęłyby moich argumentów pomijam. Nie jestem ani w takim wieku, ani na takim etapie swojego życia, że czuję potrzebę tłumaczenia się lub przekonywania kogokolwiek do swojej wersji.
Ten post pojawił się tu dziś przede wszystkim dlatego, że chciałabym żebyście wiedzieli co czuję.
Od początku chciałam dzielić się z Wami wszystkim.
Radością, obawami – wszystkim.
A w tej chwili ubieram w słowa swój brak zrozumienia dla sytuacji z którą spotykam się tu prawie każdego dnia.