Zastanawialiście się kiedyś dlaczego tak popularny i tak często powielany stał się mit o eliminowaniu węglowodanów na redukcji?
Dlaczego tak mocno zakorzeniło się w naszych umysłach, że tyjemy od chleba, makaronu czy ziemniaków?
Dziś postaram się Wam przybliżyć dlaczego, błędnie, łączy się węglowodany z przybieraniem na wadze.
Zacznijmy od teorii.
Spożywając węglowodany dostarczamy do organizmu wielocukier zwany glikogenem.
Każdy 1g spożytego glikogenu wiąże w naszym organizmie 3 razy więcej wody niż sam waży. A ponieważ węglowodany to nie tylko glikogon, każdy spożyty gram węglowodanów, to nawet 5 g zatrzymanej w organizmie wody.
Po odstawieniu wspomnianych wyżej produktów odnosimy wrażenie, że szybko chudniemy. Cyfra na wadze jest niższa, ale to zasługa uwolnienia z organizmu nagromadzonej wody, a nie spalony na skutek odstawienia węglowodanów tłuszcz.
Skoroznacie już teorię, przejdźmy do praktyki.
Jeśli w danym dniu Wasza dieta bogata była w węglowodany /pizza, drożdżówki, ziemniaki/, to naturalnym zjawiskiem będzie, że stając na wadze następnego dnia widoczny na wyświetlaczu wynik Was zaskoczy.
Ale zapewniam Was, że jeśli nie przekroczyliście o 16 tys kalorii swojego dziennego zapotrzebowania (CPM), to te 2 dodatkowe kilogramy to woda. I treść jelitowa.
Zatem nie musicie eliminować ulubionych źródeł węglowodanów, bo to one odpowiedzialne są nie tylko za Waszą energię do codziennego działania, ale też za zdrowe relacje z jedzeniem i rozsądne podejście do redukcji.
I mówię to ja.
O prawie 100 kg lżejsza największa fanka croissantów 😉