Kiedyś pragnęłam, by ludzie mnie lubili.
Chciałam być dla nich ważna.
Czasem nawet niezastąpiona.

Prosiłam o ich czas i uwagę.
Źle czułam się sama ze sobą, a moje własne towarzystwo nigdy nie było wystarczające. 

To jeden z problemów ludzi wielkiej wagi.
Jesteśmy widoczni, ale nie zauważa się kim jesteśmy.
Ocenia się nas, ale w wielu istotnych momentach pozostajemy niedoceniani.
Wymaga się od nas wsparcia, ale ze swoimi problemami pozostajemy sami.
Bo przecież taka “duża dziewczynka” da sobie radę.

Czasem nawet wydawało mi się, że ludzie sądzą, iż otyli nie mają uczuć.
Przecież nie możliwe jest, by przez tak grubą warstwę ochronną słowa trafiały w serce.

A jednak…

Próbuję ubrać w słowa jak bardzo, wraz z utratą wagi, zmieniło się moje podejście do ludzi, ale żadne z nich nie wydają się wystarczające.

Wiem natomiast, że nie chcę już nigdy spotkań z litości i telefonów zaczynających się od “Tylko wiesz, mam mało czasu…”

I powiem Wam, że im mniej zależy mi na tłumie znajomych i im bardziej doceniam czas spędzony tylko ze sobą, tym bardziej wartościowych ludzi los stawia na mojej drodze.

I nie wpuszczam już do swojego życia ludzi, którzy zostawią w nim bałagan.
Którzy stoją w drzwiach i nie mogą się zdecydować w którą stronę pójść. 
A jeśli jestem dla kogoś opcją, ułatwiam mu wybór i sama odchodzę.
Bo dziś traci się mnie w momencie, w którym pojawił się wybór.