To już kolejne zestawienie, w którym “nową” mnie widzicie w odbiciu w lustrze sklepowej przymierzalni.

To może dziś kilka słów na ten temat.

Kiedy zaczynałam swoją walkę, mieszkałam w znacznie mniejszym mieszkaniu.
I zawsze argumentem niewielkiego metrażu tłumaczyłam brak dużego lustra. To znaczy było lustro w łazience, ale kończyło się ono nad dość wysokim blatem. 

W czerwcu ubiegłego roku przeprowadziłam się do nowego mieszkania, w którym miałam możliwość przerobić jeden z pokoi na całkiem pokaźną garderobę.
Zmieściły się tam szafy, komody, wieszaki na sukienki, szafka na buty i toaletka z pufą na całą jej długość. 
Lustro jednak wciąż nie zawisło na żadnej ze ścian.
Co więcej, nigdy nawet nie znalazło się na liście zakupów. 

Powoli dojrzewam do decyzji, że jestem gotowa je mieć. 
Postać, którą widzę w sklepowych przymierzalniach w końcu zaczyna przypominać obraz kobiety, którą mam w głowie od początku tej walki. 

Nie muszę już więcej oglądać się w obszernych spodniach i rozciągliwych swetrach, ani sprawdzać, czy wystarczająco długa bluzka wszystko zakrywa. 

Ale wiecie co tak naprawdę jest najważniejsze? 
Że w końcu przestałam unikać kontaktu wzrokowego ze swoim własnym odbiciem.