Jeśli wypowiedzieliście wojnę kilogramom i zaczynacie zagłębiać się w temat diet, to jedną z pierwszych informacji jakie znajdziecie w sieci, to ta, że chcąc zrzucić zbędne kilogramy powinniście jeść 5 małych posiłków.
O stałych godzinach.
I tak też ja postanowiłam zacząć swoją historię z odchudzaniem.
Efekt był taki, że byłam ciągle głodna.
Co kwadrans otwierałam lodówkę w poszukiwaniu czegoś drobnego. Sięgałam po jakiś owoc, kilka plasterków wędliny albo 2 herbatniki.
W rezultacie jadłam kilkanaście razy dziennie.
A nigdy nie byłam najedzona.
O czasie poświęconym na przygotowanie tych 5 posiłków i ilości pudełek w lodówce nawet nie wspomnę.
Moje życie podporządkowane było jedzeniu.
Notorycznemu odciąganiu myśli od głodu, pilnowaniu godzin spożywanych posiłków i ciągłemu gotowaniu.
Ale najgorsze było wmuszanie w siebie śniadania zaraz po przebudzeniu. Początkowo nawet, wkładając do ust kolejne kęsy, towarzyszyły temu mdłości. I na samą myśl o śniadaniu nie miałam ochoty wychodzić z łóżka.
Pomimo wstawania o bardzo wczesnych godzinach (6-7, włącznie z weekendami) głód zaczynam odczuwać około godziny 11. Czasem nawet 12.
I odkąd pamiętam nie czułam potrzeby jedzenia śniadań.
Chyba, że były w okolicy południa.
Początkowo nawet uwierzyłam, że to brak posiłku do 30 minut po przebudzeniu jest powodem tycia.
Ale prawda jest taka, że nie tyjemy od nie jedzenia konkretnego posiłku, a od nadmiaru kalorii.
Jeśli jemy więcej niż potrzebuje nasz organizm do zapewnienia nam podstawowych funkcji życiowych oraz na pokrycie energii na wszystkie dodatkowe aktywności, to wówczas waga rośnie.
Nie od nie jedzenia śniadań, jedzenia owoców czy od tego, że nie jemy ostatniego posiłku przed 18.
Jeśli u kogoś z Was sprawdza się system 5 małych posiłków, to oczywiście jest to dla Was ta właściwa opcja. I ja jej nie kwestionuję.
Ale jeśli ktoś z Was, tak jak było w moim przypadku, przy takim systemie odczuwa nieustanny głód, być może znajdzie rozwiązanie w podobnym do mojego sposobie odżywiania, o którym (z uwagi na ograniczoną ilość tekstu) w kolejnym, różowym poście.