Jak pisałam Wam w poprzednim różowym poście, przez prawie 2 lata od chwili rozpoczęcia walki z kilogramami nie miałam ochoty na jakąkolwiek aktywność fizyczną. 
I wcale nie było mi z tym źle. Nie jestem typem człowieka, który będzie robił cokolwiek wbrew sobie. Oj nie. 
Tym bardziej, że sam deficyt kaloryczny przynosił efekty. 

Te 2 lata były czasem, kiedy waga spadła o prawie 70 kg. I wówczas poczułam nie tylko, że mam mnóstwo energii, którą ciężko spożytkować mi w domu, ale też, że praktycznie w ogóle nie odczuwam zmęczenia. 
Wiecie jaki to był szok? 
Po tym, jak przez większość swojego życia do oddalonego o 700 m od domu sklepu jeździłam taksówką? 

W maju wsiadłam na najpiękniejszy różowy rower w stylu retro. Z przepięknym, skórzanym siodełkiem i różowym, wiklinowym koszem w pastelowe kwiaty. Chciałam nim jeździć tylko na pobliski targ po kwiaty i owoce. W zwiewnej, tiulowej spódnicy. I kapeluszu. 5 km w obie strony. 
Po miesiącu nie wracałam do domu bez 40-50 km na aplikacji rowerowej.
Tiule zamieniłam na sportowe legginsy. A kapelusz na profesjonalny kask. 

Kiedy przyszła późna jesień i wiedziałam, że sezon rowerowy dobiega końca pomyślałam, że pora pomyśleć o siłowni.
I, jak z pewnością widzicie w relacjach, tu również przepadłam. W dni, w które nie ma mnie na siłowni, po prostu mi tego brakuje. 
Chociaż, jak zawsze Wam podkreślam, mój trening zaczyna i kończy się na bieżni. Wciąż nie wykonuję ćwiczeń siłowych, ponieważ dojście do wagi celowej jest dla mnie na chwilę obecną priorytetem. 

I w końcu, kilka dni temu, wykupiłam karnet do parku wodnego.
Pływać uwielbiam od zawsze.
Pierwszym i podstawowym kryterium wyboru wakacji, niezmiennie od lat, jest wielkość basenu. 
Woda to mój żywioł.

I tak doszłam do momentu, kiedy w moim kalendarzu – na tydzień do przodu – zaplanowane są aktywności fizyczne.

W życiu nie spodziewałabym się takiej zmiany. Bo kiedyś denerwowałam się samą myślą, ze muszę gdzieś dojść. 

Ale to wszystko przyszło samo. 
Nie zmuszałam się. 
Po prostu przyszedł dzień, kiedy poczułam, że tego chcę.