Kiedy jesteś człowiekiem wielkiej wagi, każdego dnia towarzyszy Ci poczucie, że na wszystko co dobre w Twoim życiu musisz sobie zasłużyć.

Że swoim zachowaniem musisz udowodnić światu, że Tobie również należy się to, co inni dostają bezwarunkowo.
Albo chociaż część tego. 

Bo czy na przykład człowiek wielkiej wagi zasługuje na miłość? Ot tak, po prostu? Bez poświęcania siebie, rezygnacji z własnych marzeń i podporządkowania całego życia osobie, która w zamian za oddanie jej siebie da swoje uczucie. 

A szacunek? – Zapytacie.
Owszem. Masz poczucie, że na niego też musisz sobie zasłużyć. Czasem już w rodzinnym domu, który przecież powinien być miejscem, gdzie miłość, bliskość i szacunek wypełniają każdy kąt. 

Z czasem walczysz by pokazać, że zasługujesz na miejsce w grupie rówieśników, na pozycję w firmie, a któregoś dnia okazuje się, że nawet Twoi sasiedzi, z którymi wymieniasz jedynie kurtuazyjne powitania patrzą na Ciebie z politowaniem, więc starasz się sprostać ich oczekiwaniom. Ich. Zupełnie obcych ludzi. 

Ciągle walczysz by udowodnić, że zasługujesz. I ciągle boisz się, że robisz dla innych za mało.

Aż przychodzi taki moment, kiedy mówisz sobie dość. 
Zbierasz rozsypane kawałki swojego serca i budujesz swój świat na nowo.
I nie ma w nim miejsca na stawianie warunków. 
Jest za to miejsce na kroczenie ramię w ramię.
Na równych zasadach.