4 miesiące treningów 6 razy w tygodniu. Pierwszy w życiu kontakt z treningiem siłowym, sztangą i ciężarami. Nauka techniki i systematyczne dokładanie kolejnych talerzy. Magnezja i paski na nadgarstki by okiełzać ciężary.

4 miesiące liczenia białka i wstawania w nocy po kostkę twarogu, jeśli aplikacja pokazała, że nie dobiłam w ciągu dnia do założonej wartości.

4 miesiące stawiania na jakościowy sen i przestawienie się z 6 na minimum 8 godzin dziennie.

4 miesiące, które pokazały mi – po raz kolejny – że konsekwencja i determinacja dają efekty. Że nic nie dzieje się samo, ale z naszą pomocą mogą dziać się cuda.

Czy jest ciężko wytrwać?
Nie.

Czy mam dni, kiedy nie chcę iść na trening?
Absolutnie nie.

Czy choć raz pożałowałam tej decyzji?
Nigdy.

Czy męczy mnie liczenie kalorii i planowanie posiłków?
Nie. Ja to uwielbiam.

Robię to wszystko dla siebie.
To moja świadoma decyzja.
Kolejny, po odchudzaniu i zmianie nawyków proces, który pokochałam i który mnie uszczęśliwia.
To mój czas, moje cele, moje marzenia.

I choć dźwigam ciężary na tym samych salach, na których ćwiczą pełni mięśni panowie, czuję się kobieco jak nigdy wcześniej.
Delikatniejsza, choć z miesiąca na miesiąc silniejsza.
Kobieca, choć lubiąca „męskie” maszyny.
Coraz częściej zakładająca dopasowane sukienki i szpilki, chociaż dłonie pokrywają odciski.

🤍🤍🤍

Jeszcze kilka uwag 🙂

Oba zdjęcia, oprócz 4 miesięcy, dzieli też 5 kg ➡️ 70 kg/75 kg. Chyba widać, gdzie na plusie 😉
Aktualnie jestem znów w procesie redukcji, ale budowanie rzeźby to naprzemiennie podnoszenie wagi i zbijanie jej.

Plan na najbliższe 2-2,5 miesiące zakłada minus 7kg, czyli zejście poniżej mojej magicznej 7 z przodu. 6 z przodu nie widziałam pewnie od podstawówki 🫣 Ale potem pewnie znów trochę masy i kolejna redukcja. Taka to zabawa w tym sporcie 😉

(I dodam, uprzedzając pytania, że nie znam sposobu by włosy tak urosły w 4 miesiące jak na 2 zestawieniu – są przedłużane

😀)