5 grudnia.
Warszawa Centralna.
Peron 3.
Czekam na pociąg do Krakowa i nie mogę powstrzymać łez.
Nie, nic złego się nie wydarzyło.
Wręcz przeciwnie. To była bardzo dobra wizyta w stolicy. Znów ktoś uwierzył w to co robię. Zaufał mi i uznał, że mam niesamowitą historię.
Godzina do planowanego odjazdu. Wystarczająco dużo czasu by pojawiające się nagle w głowie wspomnienia roku 2022 zaczęły wyciskać łzy.
Do końca roku pozostało trochę ponad 3 tygodnie, a ja już składam w głowie słowa noworocznego wpisu.
A przecież jeszcze tyle może się wydarzyć.
Bardziej niż o sylwestrowych podsumowaniach roku myśli się teraz o prezentach i choince.
Ale serce dyktuje słowa tu i teraz.
Na drewnianej ławce obok automatu z gorącymi napojami.
Większość tych łez to łzy szczescia. Bo to był rok, jakiego 11 miesięcy temu nie potrafiłabym sobie wyobrazić.
Bogaty w dobre słowa i hojny w cudownych ludzi.
Rok pokazujący, że to wszystko co robię tak bardzo się liczy. Że ma sens.
To też rok wyjątkowo szczodry w piękne chwile. Magiczne. Wymarzone. Wytęsknione. Nieprzewidywalne.
Ale też, jakas ich część, to łzy smutku. Bo lekkość i słodycz różowego tiulu który tak kocham nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością. I czasem, tak zwyczajnie, codzienność boli. Zwłaszcza, gdy nie wygląda tak, jak wyglądać powinna.
Jak ten wpis ma się do tematu profilu?
Chyba w ogóle się nie ma. Dziś nie mam dla Was rad jak radzić sobie z głodem czy dlaczego węglowodany nie są złe. Mam słowa. Prosto z serca. I ważne dla mnie. Więc dzielę się nimi w równie ważnymi ludźmi. Z Wami.